Jak oni wracają? Przypominamy zagraniczne powroty

Jak oni wracają? Przypominamy zagraniczne powroty

Kosma Zatorski, fot. Sebastian Rzepiel (PLK.PL)

Wracający do naszej drużyny Quinton Hosley sprawił, że w głowie autora tekstu pojawiła się niedająca mu spokoju myśl “Który to już zagraniczny powrót w nowożytnej epoce naszej drużyny?”.

Przewertowałem archiwa i już spieszę z odpowiedzią. Postanowiłem też każdemu z tych powrotów wydać ocenę, bo przecież na końcu dnia liczy się coś więcej niż indywidualne statystyki. Chętnie poznam wasze zdanie. Zachęcam do dyskusji. 

1. Powrót Ganiego Lawala

W 2011 roku NBA dotknął lockout, czyli strajk zawodników domagających się większych płac. Na rynku transferowym pojawiło się kilka nazwisk graczy, którzy chcieli przeczekać burzliwy okres i trochę dorobić w Europie.

W taki sposób do Zielonej Góry trafił Gani Lawal (wybrany z numerem 46. w 2010 roku przez Phoenix Suns). 

W Zielonej Górze od razu stał się gwiazdą pierwszego kalibru. Na obwodzie szalał Walter Hodge, pod koszem rywali upychał Gani Lawal. Był jakby przeniesiony żywcem z nieistniejącego już Forum Basketa, gdzie kilkunastu koszykarskich świrów dyskutowało z pasją o zawodnikach naszej rodzimej ekstraklasy. Gani był tym mitycznym amerykańskim zwierzem pod kosz, który będzie skakał wysoko na zbiórce a większość akcji kończył z góry.

“Pierwszy Gani” był jedną z transferowych perełek ówczesnego Zastalu Zielona Góra. Po 10 meczach wrócił do Suns, gdzie jednak szybko rozwiązano z nim kontrakt. Zapisał się w historii ze statystykami 16.5 punktów, 11.7 zbiórek i 1.4  bloku. Bez grzebania w archiwach można spokojnie odpowiedzieć: drugiego podkoszowego z takimi numerami u nas nie było!

Jeśli chcielibyśmy się zabawić w konstruktorów najlepszej piątki zielonogórskiej drużyny w ostatnich 20 latach, ja osobiście umieściłbym tam “Pierwszego Ganiego”. W jego miejsce przyjechał inny ciekawy Amerykanin, choć nie tak skoczny, Kirk Archibeque [grał później w Rosie Radom i jeszcze sezon temu w Turowie Zgorzelec - przyp. red.]

Gani podpisał niegwarantowany kontrakt z San Antonio Spurs, następnie został zwolniony i znalazł zatrudnienie w zespole Latających Tygrysów. Jeszcze w listopadzie 2011 r.  kurier przywiózł do klubu wielką paczkę. Lawal miał umowę sprzętową z Adidasem i przesłał swoim kolegom po parze zielono-białych butów.

- Fajny gość z tego Ganiego - wspominaliśmy go jako kibice, choć ta przygoda trwała krótko.



Dłuższą chwilę po odejściu podkoszowego w klubie nastąpiło małe trzęsienie ziemi. Szkoleniowca Tomasza Jankowskiego zastąpił specjalista do gaszenia pożarów Serb Mihailo Uvalin. W lutym 2012 roku okazało się, że Gani Lawal jest zainteresowany powrotem do Zielonej Góry.

- Prowadzimy rozmowy. Nie mogę zdradzić szczegółów, a tym bardziej finansowych. To prawda, że Gani chciałby do nas wrócić, ale za większe pieniądze. Powiem tyle: jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia - mówił na łamach “Gazety Lubuskiej” ówczesny prezes klubu Rafał Czarkowski.

Gani wrócił za większą gażę. Klub wypuścił koszulkę z uśmiechniętą twarzą zawodnika i napisem “I’m back!”. Do tej pory mam ją w szafie. “Drugi Gani” nie przypominał jednak “Pierwszego Ganiego”.

- Gani wrócił do nas jakiś inny - taka opinia krążyła wśród sterników klubu. Trener Uvalin kręcił nosem na jego zachowanie.

- Dawał z siebie zaledwie 30 procent możliwości, a to stanowczo za mało. Rozmawialiśmy z nim bardzo długo i to niejeden raz. Niestety, nic to nie dało. Zdaniem Ganiego wszystko było w porządku i tak jak dawniej. A nie było - tłumaczył prezes Rafał Czarkowski.

“Drugi Gani” zagrał trzy mecze i wyleciał. W swojej późniejszej karierze miewał upadki i wzloty. Był w klubach z najwyższej półki: Armanim Mediolan (24 mecze w Eurolidze w sezonie 2014/15) i Panathinaikosie Ateny (5 meczów w Eurolidze).

Ostatnio 31- latek wyraźnie zjechał w dół: występował w trzecioligowym tureckim Karesi Spor, a obecnie jest zawodnikiem klubu ligi japońskiej. Razem z nim gra w zespole dobrze znany w Europie 37-letni D’Or Fisher. 

OCENA: Bez Ganiego Lawala, z nielotnym ale skutecznym i tańszym Kirkiem Archibeque'iem, drużyna wywalczyla swój pierwszy medal w ekstraklasie. Przyjście było strzałem w środek tarczy, powrót rozczarowaniem.

2. Powrót Dejana Borovnjaka 

Mogliście o tym zapomnieć. Serb dołączył do Stelmetu w sezonie 2012/13 i przywitał się w najlepszym ze sposobów. W pierwszych dwóch meczach rzucił 50 punktów a w rzutach z gry, pomylił się ledwie dwa razy. Zamienił w naszy zespole Adama Łapetę, który powędrował do Anwilu Włocławek. I był to strzał w dziesiątkę. Już z Borovnjakiem w składzie nasz zespół pokonał u siebie Asseco Prokom Gdynia 83:74.

- Przyznaję, zaskoczył nas w niektórych aspektach - mówi po meczu Asseco trener Andrzej Adamek.

- W jakich? - dopytywali po meczu dziennikarze.

- W pewnych aspektach gry w ataku i w pewnych aspektach defensywnych - odpowiadał żartobliwie szkoleniowiec, a salka konferencyjna zanosi się ze śmiechu. 

Przed przyjściem do Zielonej Góry Dejan myślał o zakończeniu kariery. Wykryto u niego raka tarczycy, chorobę udało się wyleczyć. Dejan został w składzie i pomógł Stelmetowi w zdobyciu historycznego pierwszego Mistrzostwa Polski. W finałach zielonogórzanie pokonali Turów Zgorzelec 4:0. 

Wychowanek Partizana Belgrad powrócił do Zielonej Góry w sezonie 2015/2016. Znowu grał na świetnej skuteczności z gry 63.9%. Wystąpił w 39 meczach ekstraklasy, 8 spotkaniach Euroligi i 10 spotkaniach Eurocupu. Na koniec sezonu znowu cieszył się z Mistrzostwa Polski. Tym razem w Radomiu, gdzie Stelmet skończyl serię przeciwko Rosie Radom. Ależ to była paka! 



Co robi teraz Dejan? Od trzech sezonów jest czołową postacią tureckiego Burasporu, który występuje na zapleczu ekstraklasy. 

OCENA: Najbardziej zapomniany z powrotów. Borovnjak nie był może postacią pierwszego kalibru w drużynie Filipovskiego, ale robił swoje. Dwa sezony, dwa złota. 

3. Powrót Vladimira Dragicevica 

To chyba najwybitniejszy indywidualnie gracz naszego klubu, który w ciągu trzech sezonów wywalczył tylko jedno Mistrzostwo Polski. W 2014 roku zielonogórzanie musieli uznać wyższość Turowa, w 2017 pokonali Polski Cukier a sezon temu odpadi w półfinałach z Anwilem Włocławek. 

W transfer powrotny mocno zamieszany był dziennikarz Sportowych Faktów Karol Wasiek, który opublikował słynną rozmowę, gdzie Vladimir narzekał na sytuację polityczną w Turcji i otwarcie przyznał "Chciałbym wrócić do Stelmetu". Jak powiedział, tak zrobił. Trudno o lepszego centra w ataku. Jego pick'n'rolle z Łukaszem Koszarkiem stały się znakiem firmowym ostatniego sezonu. 



Vladimir Dragicević był także wyróżniajacą się postacią w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Złośliwi oczywiście powiedzą, że to co robił w ataku, oddawał w obronie - i tutaj czasem ciężko się spierać. Obecnie jest czołową postacią Niżnego Nowogród. Wczoraj dał popis swoich strzeleckich umiejętności we Frankfurcie, gdzie ze znaną sobie boiskową gracją zdobywał kolejne punkty.

OCENA: W ostatnim sezonie w Zielonej Górze miał aż trzech trenerów: Artura Gronka, Andreja Urlepa i Andrzeja Adamka. Sezon skończył się wielkim rozczarowaniem. Ocena? Indywidualnie na plus, drużynowo na minus. 

4. Powrót Quintona Hosleya 

Pomińmy ten fragment o zamkniętym w sobie odludku Quitonie Hosleyu i jego przechodzeniu obok nie do końca istotnych spotkań ligowych. Jeśli śledzicie uważnie naszą drużyną, znacie te opinie doskonale.

Skupmy się na konkretach. Dwa wygrane dla Zielonej Góry finały, w których to właśnie Hosley był wybierany MVP najważniejszej z serii.

Później Hosley dwukrotnie wracał do tureckiego Yeşilgiresun Belediye - za drugim razem ściągnął go Mihailo Uvalin. W sezonie 2016/2017 występował też w lidze irańskiej. 



Co zrobił z nami jako gracz Anwilu w cichej dla siebie serii półfinałowej?  Nikomu dokonań umniejszać nie będę, ale w końcówce meczu to ta słynna obrona Hosleya okazała się kluczowa dla losów dramatycznej serii. Amerykanin, który miał w sezonie dla Anwilu 22% za trzy, w najważniejszym momencie meczu trafił... jeszcze za trzy.

- Hosley zamordowal Stelmet - krzyczeli telewizyjni komentatorzy. 

Teraz Quinton po raz drugi powraca do Zielonej Góry. Ma już 35 lat, ale na pewno nie zapomniał za co pokochala go Zielona Góra -  to obrona,  walki o każdą bezpańską piłkę oraz odrobiny fajerwerków w ataku. Seryjnym strzelcem nigdy nie był, ale zawsze robił na boisku mnóstwo przydatnych małych rzeczy. Może także bronić graczy rywali na kilku pozycjach. 

Wierzę, że drugi powrót będzie równie udany, jak pierwszy. 
 

Czytaj więcej

Partnerzy

Firmom zainteresowanym współpracą marketingową Klub oferuje kilkadziesiąt form świadczeń wizerunkowych. Ich ilość oraz zakres uzależniony jest od wybranej formy współpracy. Zapraszamy do kontaktu!

Kontakt