Pięć rzeczy, które zapamiętamy z meczów ze Śląskiem

Pięć rzeczy, które zapamiętamy z meczów ze Śląskiem

Kosma Zatorski, fot. Tomasz Browarczyk

W serii ze Śląskiem Wrocław prowadzimy 2:0. Postanowiliśmy wybrać pięć rzeczy, które przykuły naszą uwagę po meczach w Zielonej Górze.

Na wstępie uprzedzamy, że doskonale zdajemy sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec serii. – Mają bardzo dobry zespół i trenera. To jeszcze nie koniec tej rywalizacji – podkreśla Nemanja Nenadic.Prowadzimy ze Śląskiem tylko 2:0, choć wydaje się, że upragniony półfinał jawi się gdzieś na horyzoncie. Chcemy jednak przedłużyć uczucie radości po dwóch meczach w Zielonej Górze.

Okazało się, że koszykarskie święta to był strzał w dziesiątkę. Na trybunach zasiadło odpowiednio 3013 i 2969 widzów. To dwa najlepsze wyniki frekwencji w tym sezonie. A wśród znamienitych postaci dostrzegliśmy m.in. byłych koszykarzy Zastalu: Mariusza Kaczmarka, Marcina Chodkiewicza w historycznej koszulce, Grzegorza Taberskiego, Roberta Morkowskiego czy Kamila Chanasa.
 

W tekście przyglądamy się głównie naszej grze, ale z chęcią dołożylibyśmy kilka akapitów na temat rewelacyjnej postawy Travisa Trice’a (16 punktów i 8 asyst w meczu numer 1, 20 punktów i 10 asyst w meczu numer 2) czy porozpływali się nad pracą nóg w pomalowanym Aleksandra Dziewy. Spieszmy się oglądać Olka, bo czujemy, że za rok podąży drogą wytoczoną przez Dominika Olejniczaka, który zamienił Sopot na francuską Dunkierkę. Tajemnicą nie jest, że po występach w Eurocupie, 24-letni podkoszowy zwrócił na siebie uwagę.

Rzecz pierwsza: Wygrana zbiórka

W zapowiedzi serii wskazywaliśmy, że Śląsk Wrocław jest drugą najgorzej broniącą własnej deski drużyną w rozgrywkach Eurocupu. To znalazło potwierdzenie w meczach z Enea Zastalem BC, gdzie nasi zawodnicy dwa razy zbierali 20 i 16 piłek na atakowanej desce. To otwierało drogę do punktów „drugiej szansy”. W tej rubryce zielonogórzanie pokonali rywali odpowiednio 11:4 i 14:4.

Świetnego zbierającego, jakim jest nasz center Dragan Apić, dobrze wspierał Osumane Drame, który w krótkich występach zaliczył 7 zbiórek w dwumeczu, a w drugim meczu Nemanja Nenadic wsparł naszych podkoszowych, dając aż 9 zbiórek. 

Rzecz druga: Dominacja ławki

63:19 w punktach na korzyść zmienników w drużynie Olivera Vidina.

– U nas zawodnicy z ławki nie dają niestety tego, co powinni dawać. Mają więcej zawodników do gry i przez to prowadzą 2:0 – tłumaczy Andrej Urlep, trener Śląska Wrocław.

Z kolei właśnie jeden ze zmienników, Krzysztof Sulima wskazywał, że długość ławki będzie kluczowa w tej serii. – Mamy ją trochę dłuższą niż Śląsk – podkreślał. Z rezerwowych korzystał Oliver Vidin, którzy w pierwszym meczu zagrali 66 z 200 minut, natomiast w drugim spotkaniu, gdzie graczom z Wrocławia ewidentnie brakowało mocy w końcówce, już 92 minuty z dostępnych 200. Długa ławka w meczach granych z jednym dniem przerwy ma znaczenie.

Rzecz trzecia: Zdziwienie trenera

- Ja tego nie rozumiem. Mówiłem już o tym na konferencji po pierwszym meczu. Gracze Śląska odpuszczają nasze rzuty za trzy. A u nas wszyscy zawodnicy rzucają za trzy! – dziwił się Oliver Vidin po drugim meczu. W pierwszym starciu jego zespół rzucił 13 z 26 trójek, w drugim dołożył 12 z 24, co daje bardzo wysoką 50% skuteczność.

Po pierwszym meczu wiedzieliśmy, że 6/7 Devyna Marble’a już się raczej nie przydarzy, ale w drugim spotkaniu rzuty za trzy równomiernie rozłożyły się na cały zespół. Po dwie trójki trafili Andy Mazruczak, David Brembly, Nemanja Nenadic, Devoe Joseph. Jedną dołożył Krzysztof Sulima, a aż trzy bardzo równy w tej serii Przemysław Żołnierewicz.

Rzecz czwarta: Joker Mazurczak

W transmisji telewizyjnej Rafał Juć, na co dzień skaut Denver Nuggets, nazwał Andy’ego Mazurczaka „jokerem”. Nie porównywał go do Nikoli Jokica (taką ksywkę nosi środkowy „Bryłek”), ale użył futbolowej nomenklatury, która oznacza zawodnika rezerwowego pojawiającego się na murawie, by odmienić losy spotkania. Takim jokerem był w dwóch meczach Andy Mazurczak.
 

Wchodził na parkiet, gdy w ataku wkradał się chaos i potrzeba było człowieka, dzięki któremu gra wróci na właściwe tory. Urodzony w Chicago rozgrywający dał dwie świetne zmiany: rzucił 13 punktów w pierwszym meczu, w drugim spotkaniu punktów miał 11, ale rozdał także 8 asyst. Trafił łącznie 4 z 6 rzutów za trzy. To do niego należały także ostatnie, decydujące punkty w drugim spotkaniu. Mazurczak podręcznikowo rozegrał szybki atak z Nemanją Nenadićem, z którym wymienili się podaniami na długości trzech czwartych parkietu i Andy trafił z dwutaktu kosza na 85:83.

- Ma świetny przegląd sytuacji na boisku, na pierwszym miejscu stawia dobro zespołu i kolegów, więc czasem trzeba go wręcz zmuszać do podejmowania decyzji rzutowych. Wszystko co ma, zawdzięcza ciężkiej pracy. To typowy underdog, który z roku na rok podejmuje się coraz większych wyzwań. Rozgrywa swoje pierwsze play-offy, a już jest jednym z kluczowych graczy tej serii – chwali Mazurczaka Jakub Lewandowski, asystent trenera.

Rzecz piąta: Żubr

Z piekła do nieba. To określenie świetnie pasuje do sezonu Krzysztofa Sulimy, który w ciągu tego sezonu stracił opaskę kapitana i minuty w rotacji, by w jego najważniejszej fazie doczekać się słów uznania z ust trenera Olivera Vidina i zadać najważniejszy cios na boisku w drugim starciu.

- Muszę pochwalić Krzysztofa Sulimę, który prezentuje inne nastawienie mentalne niż w październiku czy listopadzie. Totalnie inny człowiek. Bardzo mi miło, że mogę to powiedzieć. Niektórzy już go skreślili, a on cały czas walczył – chwalił go serbski szkoleniowiec.

Przy stanie 72:72 „Żubr” ustawił się lewym narożniku, dostał piłkę od Nemanji Nenadića, który skupił na sobie obronę, oddał piłkę do Sulimy, a ten trafił za trzy. – To był kluczowy moment meczu – mówił na konferencji trener Vidin.

Sulima po każdym udanym zagraniu macha rękami lub zaciska pięści, by oddać trochę niespożytych pokładów energii zielonogórskiej publice. I świetnie mu to wychodzi. Człowiek od brudnej boiskowej roboty, czyli stawiania zasłon, obrony i walki na deskach dodał w tej serii już dwa trafienia za trzy. Trener Vidin chwali go też za pracę, którą wykonuje w defensywie. Podkoszowi Śląska starali się nie grać "przez niego" w obronie. Warto podreślić, że za aktualną dyspozycją Sulimy stoi sporo miesięcy wytężonej pracy. 

- Kiedy w trakcie poprzedniego sezonu Krzysiek przyszedł do nas z Anwilu, jego forma fizyczna pozostawała wiele do życzenia. Dołączył do nas w lutym, więc nie mieliśmy za bardzo czasu na pracę. Postanowiliśmy wspólnie, że on nowego sezonu ostro weźmiemy się do roboty. Po badaniach krwi, ustaliłem specjalną suplementację dla niego, skonsultowałem się z dietetykiem i wprowadziliśmy nowe nawyki żywieniowe. Muszę Krzyśka pochwalić, bo trzymał się rygorystycznie określonej diety -  opowiada Piotr Pigla, trener przygotowania motorycznego.

Piotr Pigla dodaje, że Sulima na tej diecie stracił 10 kilogramów, zredukował tkankę tłuszczową, utrzymując jednocześnie tkankę mięśniową.

Krzysztof świetnie zaadaptował się do tej sytuacji. Wymagał i wręcz naciskał na to, żebyśmy razem trenowali. Jego etyka pracy była od samego początku dobra, a teraz jest bardzo dobra. Jako trener od przygotowania motorycznego, odczuwam małą satysfakcję z tego, że potrafimy w klubie zawodnikowi pomóc, a on odpłaca się nam dobrą grą na parkiecie. 

Czytaj więcej

Partnerzy

Firmom zainteresowanym współpracą marketingową Klub oferuje kilkadziesiąt form świadczeń wizerunkowych. Ich ilość oraz zakres uzależniony jest od wybranej formy współpracy. Zapraszamy do kontaktu!

Kontakt